CIENIOKRADY
CZĘŚĆ CZWARTA, OSTATNIA
|
Photo "Bad catch" by Ewa Dudkiewicz, Poland 2015 |
POWRÓT DO MOTELU INCUBE
Knajpa w bocznej uliczce na tyłach dawnego budynku dworca
kolejowego, ulubione miejsce amatorów mocnego trunku, a nierzadko i wrażeń z
pogranicza przyzwoitości okazała się właściwym miejscem do płaczu. Siedząc na
zwykłym, metalowym krześle przy ogrodowej, drewnianej ławie dobrze znanej
miłośnikom piwa, Pan M. popijał już czwartą szklanę taniego, ale mocnego
trunku. Zmieszał wódkę z porterem i przyglądał się uciekającym bąbelkom gazu.
Trzech oprychów w towarzystwie chudej kobiety w bluzeczce na ramionach i krótkiej
spódniczce właściwie niczego nie zakrywającej, przyglądało mu się z wyraźnym zaciekawieniem. Rozsiedli się
kilkanaście metrów dalej, kobieta wiodła prym zachowując się bardziej głośno i
wulgarnie, niż jej kompani. Jeszcze głębiej, po drugiej stronie placyku, ukryci
pod dużymi parasolami z nazwami browarów usadowili się inni samotnicy, pijacy i
typy, których lepiej nie spotkać po zmroku w ciemnym przesmyku ulic.
Markowe obuwie, zapach wody kolońskiej i wypielęgnowane
dłonie zdradzały status materialny Pana M. czyniąc go potencjalną owcą pośród
stada wilków. Czuł to i on, jednak odarty ze złudzeń, bo nawet zwykłego drania
nie potrafił zabić, zgubił instynkt samozachowawczy i zaczynał popadać w dziwne
odrętwienie. Strzykawka paliła go w kieszeni, chciał się jej pozbyć albo użyć
na tej zdradliwej lisicy, która znalazła norę w jego pięknym domu, ale jedyne
co potrafił, to dolać kieliszek wódki do szklanki z piwem i przechylić,
wlewając w siebie całą zawartość. Alkohol zaczynał powoli działać, stępiał
zmysły, zwalniał ruchy a nawet, pozwolił na lekki uśmiech.
Pan M. podniósł się
powoli, dla bezpieczeństwa opierając dłońmi o ławę, czknął i rozpromienił się
jeszcze bardziej.
- a pieprzyć to
wszystko!
Powiedział lekko bełkotliwie spoglądając na chudą damę, która w
odpowiedzi wysłała mu całusa, a jej goryle sztucznie wyszczerzyli zęby w
półuśmiechu nie spuszczając go z pola widzenia.
- wychodzisz już
kochanie?
Kobieta zapytała
przymilnie. Przytaknął i wyprostował się, jednak nie ruszał z miejsca.
- może cię odprowadzę?
Słodki głos dźwięczał pośród pijackiego bełkotu pozostałej klienteli. Jeden z
goryli również wstał robiąc przejście kobiecie, która powoli podnosiła się z
miejsca.
- chcesz iść ze mną kochanie,
prawda?
Ostentacyjnie położyła prawą rękę na lewym ramieniu i
pchnęła palcem wskazującym ramiączko bluzki, dotychczas luźno leżące na
kościstym obojczyku. Posłuszny strzępek materiału opadł odsłaniając skrawek
małej piersi, co odruchowo przyciągnęło wzrok mężczyzny. Nie nosiła
biustonosza, już to zrozumiał. Oblizał wargi pozwalając błądzić myślom po
zakamarkach jej chudego ciała. Brzydziła go tak samo, jak fascynowała, co tym
silniej drażniło jego zmysły i rozpalało ukrytą agresję. Nagle wszystko wokół przestało istnieć. Na ułamek sekundy dojrzał w
jej oczach szydercze spojrzenie Pani M. Ogarnęła go bezkresna furia. On sam
stał się furią i narzędziem zemsty pośród wrzasku i aplauzu pijackich mord. Krzyknął
- zdychaj! sięgając jednocześnie po
strzykawkę i niczym pocisk wystrzelony z lufy rzucił się na kobietę zamarłą z
przerażenia.
Oni byli jeszcze szybsi. Pierwszy z oprychów, który wcześniej ustąpił
kobiecie miejsca, błyskawicznie pochylił się i natarł na atakującego, wybijając
mu z ręki strzykawkę i z całej siły trafiając pięścią w skroń. Koledzy nie
czekali na zaproszenie, tylko dołączyli kopiąc w twarz, brzuch, plecy i krocze,
a później, niczym wygłodzone hieny sprawnie obszukali kieszenie omdlałej
ofiary.
A publika krzyczała jeszcze!
jeszcze! jeszcze!
|
Photo "This way, please" by Ewa Dudkiewicz, Poland 2016 |
Pan M. zdusił papierosa w popielniczce, czując jego żar na
opuszkach kciuka i palca wskazującego. Ból fizyczny miał w sobie zbawienną moc
chwilowego oczyszczenia płuc z brudnego uczucia samopogardy, które nieustannie
towarzyszyło mu od czterech miesięcy, dwóch tygodni i sześciu dni. Od momentu,
gdy leżąc skulonym na zimnym betonie w kałuży swojej krwi i plwocin, poczuł we
włosach kościste palce mocno zaciskające się na czubku jego głowy i ból
wyrywanych cebulek. Nie miał na sobie peruki, sztucznej brody i maskujących
okularów, zaś kobieta, którą chciał zaatakować przyglądała mu się z bliska
kucając tuż przy jego twarzy.
- i kto teraz zdycha? Wycedziła, a on poczuł nieświeży oddech z głębi jej trzewi. Obolałe
powieki co chwila opadały przywołując błogie otępienie, próbował jednak coś
powiedzieć, ale z opuchniętych ust wydobyło się tylko przerywane rzężenie.
- co chcesz wystękać?
Że lubisz przebieranki i ryzyko?
Kobieta uklękła, dotykając suchymi wargami jego ucha, po czym dodała szeptem - śmierdzisz strachem gówniany bohaterze...
- i z impetem uderzyła jego głową o twardą ziemię. Nim zemdlał, wydawało mu się
jeszcze, że słyszy policyjne syreny, ale może to był tylko sen.
Obudził się w szpitalu. Przy łóżku, przepisowo na krześle,
siedziała Pani M. szlochając jakby o ton za głośno, a może zbyt wyraźnie, nie
potrafił tego określić. Nie miała na sobie zielonej sukienki, tylko grafitową,
odpowiednią dla żony zrozpaczonej tym, co spotkało jej ukochanego męża. Chciał
uśmiechnąć się szyderczo, prychnąć cynicznie na jej komedię, jednak
powstrzymało go potworne pieczenie na prawym policzku. Poza tym poczuł
dyskomfort i ból rozlewający się po całym ciele. Doznania były zarazem wyraźne
i stłumione, a ukryte pod bandażami i opatrunkami pulsowaniem przypominały o
minionych wydarzeniach.
- lepiej nic nie mów
kochanie, bo blizna źle się zejdzie i to nie będzie dobrze wyglądać... mój ty
biedaku... jestem przy tobie - mówiła łagodnie i delikatnie, starając się
dotknąć jego dłoni przy ostatnich słowach, jednak gdy poczuła ostre drgnięcie
mięśni palców, wycofała rękę kładąc ją posłusznie na swoich kolanach.
Pan M. zamknął oczy słuchając dalszego wywodu żony.
- policja znalazła cię
pobitego do nieprzytomności bez pieniędzy i nawet butów na tyłach jakiejś
zakazanej speluny. Ci dranie byli bezwzględni, chociaż nie rozumiem, co tam
robiłeś. Poszedłeś tam pić alkohol?! Dlaczego?
Słowa docierały do niego przebijając się przez zasłonę z
betonowego jedwabiu. Zarazem słyszał dźwięki, ale nie potrafił ich odróżniać.
Wszystko zdawało się jedną zwykłą gonitwą wyrazów, sylab i akcentów.
Bezkształtna masa bez większego znaczenia.
- muszę odpocząć...
wyjechać na miesiąc, dwa... pozbierać myśli...
Pani M. na chwilę zaniemówiła. Niezdarnie wyciągnęła głowę
przytwierdzoną do smukłej szyi, zmarszczyła nakrapiane jadem kiełbasianym
mięśnie wokół oczu i beznamiętnie powtórzyła za swoim mężem:
- wyjechać? Ale po co?
Ale dokąd?
- Mamy mały motel,
chyba nazywa się InCube. Powinienem sprawdzić jak działa... no wiesz, czy
przynosi zyski i w ogóle czy wszystko jest w porządku...
- To jakieś brednie!
Jesteś chory! Musisz...
- To ty musisz już
wyjść! - krzyknął Pan M. zatrzymując kawalkadę lamentów żony - wyjdź! Natychmiast! Jego słowa cięły
powietrze niewidzialnym ostrzem nienawiści. Tak głęboko i dokładnie, iż po
chwili został sam. Nie spiesząc się wziął głęboki oddech i powoli sięgnął po
leżący na stoliku obok telefon komórkowy. Sprawdzając najszybszy dojazd do
motelu InCube czuł, jak pomimo bólu na jego twarzy pojawia się znany mu z
przeszłości uśmiech.
---------------------------
"Cieniokrady"
- tekst stanowi część opowiadania "Noc w Motelu InCube". Jeżeli chcesz
wrócić do początku historii zacznij od postu Night in the InCube Motel /part I/ z 18.grudnia 2016 roku.
Całość
to literacki eksperyment, gdzie kolejne fragmenty pisałam inspirując się
pomysłami Czytelników "co mogłoby wydarzyć się dalej?". Dzisiaj opublikowałam ostatni odcinek, aczkolwiek to nie koniec zabawy - ciąg dalszy nastąpi...
Do zobaczenia za tydzień z nową porcją słów i zdjęć :)